15. 02. 2019
Kolejny dzień inwazji rozpoczął się od posłiku w Dick’s Last Resort. Miejsce o tyle niezwykłe, że zadaniem kelnerów jest bycie opryskliwym dla klientów. Super klimat, każdy uczeestnik dostaje wykonaną z papieru czapkę, ze śmiesznym tekstem. Popołudnie to wyprawa na tamę Hoovera. Niestety, udało się tylko zobaczyć samą tamę, bez zwiedzania elektrowni, ze względu na pogodę. Mimo wszystko, tama robi wrażenie. Ciekawostka: z 4 wieź, których zadaniem jest pobranie wody dla elektrowni, 2 wieże są w stanie Nevada, pozostałe 2 w Arizonie. To oznacza, że jest miedzy nimi godzina róznicy, bo stany te są w innej strefie czasowej. Wieczem obejrzeliśmy wygrany (w końcu!) mecz przeciwko Jets w jednym z barów. Na koniec dnia – bar hopping na the Strip.

Czwarty dzień minął głównie na pakowaniu i podróży z powrotem do Denver. Jedyny wyjątek – spacer pod słynny znak „Welcome to fabolous Las Vegas, Nevada”. Pod znakiem kolejka ludzi chętnych na zdjęcie, oraz pracownika miasta dbający o to, by każdy miła optymalne warunki do zdjęcia. Bez chaosu i przepychanek.

- Lukasz

4 / 6