23. 02. 2019
Piątek to pierwszy wyjazdowy mecz w Chicago. Rano atrakcją było odwiedzenie John Hancock Observatory, jednego z dwóch chicagowskich wieżowców, który umożliwia turystom wjazd na szczyt i obejrzenie panoramy miasta z 94 piętra. Zdecydowanie warte uwagi miejsce, tym bardziej, że jest możliwość skorzystania z platformy, która jest nieco poza ścianą budynku i wyhyla się o 30 stopni, dając wrażenie „spadania”. Po lunchu udaliśmy się pod hotel, w którym zatrzymali się zawodnicy Avalanche – efektem krótkie spotkanie z Sjemjonem Wałamowem i Alexandrem Kerfootem. Następnie, po krótkiej podróży metrem i spacerze, wraz z Mają i Kieranem dotarliśmy na koniec kompleksu muzealnego – jest to jedno w najlepszych miejsc do podziwiania panoramy Chicago. Punkt kulminacyjny to oczywiście mecz przeciwko Blackhawks. United Center rozczarowuje – fani Chicago nie byli zbyt głośni, na dodatek sprawiali wrażenie, że obok Kane’a nie znają nikogo ze swojej drużyny. Sama hala też nie zachwyca – malutki jumbotron, słabe nagłośnienie, mało miejsca w korytarzach. Na szczeście, najważniejsza była wygrana Avs i to udało się osiągnąć.

Na koniec dnia długa droga w kierunku Nashville – po prawie 5 godzinach udało się dotrzeć do hotelu w Indianie.

Poranek raczej bez większych wrażeń – dalsza cześć jazdy do Nashville, z małym przystankiem na steka :). Do Nashville udało się dotrzeć na prawie 2 godziny przed meczem, niestety plany zwiedzania centrum popsuła pogoda – burza i ulewny deszcz. Z krótkiej wycieczki można jednak wywnioskować jak świetnym miejscem jest stolica muzyki country – niemal każdy bar/restrauracja na głównej ulicy miała do dyspozycji zespół muzyczny, umilający klientom wieczór.

Hala Predators sprawia dużo lepsze wrażenie niż Blackhakws, a i kibice lokalnej drużyny byli dużo mocniej zanagażowani w mecz. Nie obyło się bez docinek, ale wszystko w sympatycznej atmosferze. Bilet, który kupiłem okazał się strzałem w „10” – siedziałem kilka rzędów poniżej loży prasowej, więc zrobienie sobie zdjęcia z Peterm McNabbem i Connorem McGahey (komentator radiowy z Denver) było bardzo prostym zadaniem. Po meczu przyszła pora na sprawdzenie lokali na głownej ulicy, co proste nie było – większość miejsc była wypełniona po brzegi. Udało się jednak znaleźć bar, w którym obejrzeliśmy kawałek meczy Penguins-Flyers. Na koniec mocno stresująca podróż do Lynchburga – burza i ulewy mocno ograniczały widoczność, skutecznie utrudniając dotarcie na miejsce. Ostatecznie bez większych przygód udało się dostać na miejsce.

- Lukasz

1 / 6